piątek, 20 września 2013

Wileńskie wspominki

Lubię planować wyprawy, wycieczki dalsze i bliższe samodzielnie, z mężem, z dziećmi. Pochylać się nad mapą, wyznaczać trasy i miejsca, które warto zwiedzić. Nie zawsze (a właściwie rzadko) są to te z pierwszych stron przewodników.

Lubię otwarte przestrzenie, załamania światła na polach, chmury za wierzchołkami drzew. Lubię przypatrywać się ludziom, ich codziennej pracy, uśmiechom, życiu zwykłemu.
Omijam obowiązkowe punkty, tłumnie odwiedzane muzea, kościoły i cmentarze.

Zazwyczaj, bo tym razem poszłam z prądem.

Wilno. Program dość oczywisty - cmentarz na Rossie, kościół Piotra i Pawła na Antokolu, mieszkanie Mickiewicza w Zaułku Bernardyńskim i oczywiście Ostra Brama. Zmieszaliśmy się z tłumem. W uszach słuchawki z audio-guidem, idziemy żwawym, marszowym krokiem, nie ma czasu na oglądanie się na boki.

Ale natura sama ze mnie wylazła.

Oto co z Wilna zapamiętałam najbardziej:

  • przepiękną pannę młodą, która z zamyślonym uśmiechem na twarzy wsiadała do samochodu w stylu retro, słońce igrało z jej białą sukienką jakby była spoza tego świata
  • biegnącą kobietę w obszernej, kolorowej, falbianiastej spódnicy, która przed cerkwią zatrzymała się, aby trzy razy uklęknąć i się przeżegnać - kolorowa plama na cerkiewnym placu
  • płacz dziecka polewanego wodą przy chrzcielnicy w jednej z wileńskich cerkwi
  • młodych, roześmianych ludzi klaszczących i bawiących się przy fontannie na jednym z głównych placów miasta
  • misternie rzeźbione postacie i figury w kościele Piotra i Pawła - dawno nic nie zrobiło na mnie takiego wrażenia
  • szerokie ulice, a na nich gwar







życie
po prostu