poniedziałek, 15 września 2014

Odmiana

Wyjechaliśmy zmęczeni, bardzo zmęczeni. Ostatnie dni dały nam mocno w kość, trudności i nieprzewidziane okoliczności piętrzyły się na każdym kroku.

Spakowaliśmy się szybko, zapominając kilku podstawowych rzeczy (o czym mieliśmy się przekonać około 21.00, z dala od otwartego czegokolwiek) i ruszyliśmy nad morze.

Obudziliśmy się w piękny sobotni poranek (nasz rocznicowy - 11 lat temu ślubowaliśmy sobie miłość i wierność), za oknem wysokie sosny, słońce wkradające się do naszej sypialni i dzieci już gotowe do zabawy. Niespieszne śniadanie i morze. Morze, ogłuszające fale, ciepłe promienie na skórze, piasek pod stopami, pod koszulką, we włosach, wszędzie.
Dwa dni rozkoszy nic-nie-robienia, czasu dla córki i syna, rozmów z mężem, takich poważnych i takich śmiesznych. Naszych.

Refleksja pierwsza - gdybym miała raz jeszcze wybierać, wiedząc to, co wiem dzisiaj - bez zastanowienia powiedziałabym ponownie "tak". Jestem absolutnie wciąż i wciąż zakochana, każdego dnia mocniej.

Refleksja druga - lubię być wylogowana, bez włączonego telefonu i podłączenia do sieci. Mam wrażenie, że dopiero wtedy toczy się prawdziwe życie.

Refleksja trzecia - dla mnie prościej znaczy lepiej, a mniej znaczy więcej. Minimalizm ma we mnie wiernego sojusznika. Ale o tym następnym razem.

Wróciliśmy spokojniejsi. Z dystansem. Z planami.
Wspólne wyjazdy - to lubię.
Odmieniają codzienność.

wtorek, 2 września 2014

O pierwszeństwie...

... książki przed filmem.

Lubię czytać. Nie, nie tak - uwielbiam czytać. Nie wyobrażam sobie dnia bez choćby jednej strony. Nawet w największym pędzie, zamieszaniu, gonitwie czytać muszę.
To taki wewnętrzny imperatyw.

Czytam różnie - czasem szybko pochłaniając kolejne akapity, czasem delektując się każdym słowem. Czytam książki zawodowe, obyczajowe, historyczne, reportaże. Poznaję ludzi. Zwiedzam świat.
Wyobrażam sobie zapachy, dźwięki, kolory. Powstają z przeczytanych słów.

I dlatego chyba nic dziwnego, że wolę książki od filmów.
Wczoraj przekonałam się o tym po raz kolejny.

W weekend zaczytałam się w książce Jonasa Jonassona "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął". Śmiałam się w głos poznając kolejne przygody i refleksje dziarskiego staruszka. Postanowiłam przedłużyć sobie lekką przyjemność oglądając film i... no właśnie, może gdybym nie czytała to bym się świetnie bawiła, ale przepaść między książką a filmem jest tak wielka, że film wydał mi się koszmarnie nudny i bez polotu. I podejrzewam, że gdybym najpierw go obejrzała, to na pewno nie sięgnęłabym po książkę.

Dlatego zasada - najpierw książka, potem film, w moim przypadku wydaje się być niezachwiana.

A przy okazji polecam do przeczytania:

  • Elizabeth Gilbert "Botanika duszy"
  • Tomek Michniewicz "Swoją drogą"
  • Miłosz Brzeziński "Głaskologia"
  • Arturo Perez - Reverte "Mężczyzna, który tańczył tango"