"Będę walczyć. Jeżeli nie ja, to kto? Dziewczyny, które się boją, powinny walczyć ze strachem. Nie zamykajcie się w swoich sypialniach" - takie słowa napisała na swoim blogu Malala Yousafzai, 14-letnia dziewczynka, która walczyła o prawa kobiet do edukacji w Pakistanie.
9 października została postrzelona w głowę przez talibów, którzy uznali ją za śmiertelnego wroga propagującego zachodnie wartości.
Malala była ostrzegana przez talibów. Grożono jej śmiercią jeśli nie zaprzestanie swojej działalności.
Ale ta mała, odważna dziewczynka nie wycofała się. Czy się bała? Tego nie wiemy. Ale nie zaparła się swoich ideałów, choć pewnie nikt nie miałby jej tego za złe.
Zastanawiam się na ile my dzisiaj jesteśmy gotowi ostać się w swoich przekonaniach.
Mieszkamy w bezpiecznych krajach, gdzie nie toczą się wojny z ciężką amunicją, gdzie nikt nie prześladuje nas za to, w co wierzymy. A jak łatwo nam się sprzeniewierzyć (choćby przez zaniedbanie, przemilczenie, odwrócenie głowy) - samym sobie, swoim wartościom, temu co deklarujemy, że jest dla nas ważne.
Jednocześnie - jak łatwo skaczemy sobie do gardeł w sprawach błahych i nieistotnych - wystarczy spojrzeć na scenę polityczną albo bliżej: posłuchać rozmów prowadzonych w zaciszu "domowych ognisk".
Tracimy czas i energię na konfrontacje, które w szerszej perspektywie nie są ważne, a brakuje nam ich już na to, co może zmieniać świat. Na lepsze.
Malala przeżyła. Nie wiadomo dzisiaj jakie spustoszenia w jej organizmie dokonały kule zamachowców.
A jeśli nie ona, to kto? Może...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz